Ostatnio na tapet wziąłem tragiczny w skutkach wypadek tankowca Exonn Valdez. Wydawało się, że już nic gorszego w kontekście rozlewów olejowych Stanom Zjednoczonym przydarzyć się nie może. Jednak jak to zazwyczaj bywa, w 2010 roku przyszedł czarny łabędź w postaci ogromnej eksplozji na platformie wiertniczej Deepwater Horizon. Stacjonowała ona na Zatoce Meksykańskiej, wrażliwym ekologicznie obszarze, a prace wykonywane były na zlecenie koncernu BP. W wyniku wypadku do morza przez 87 dni wydostało się łącznie 4,9 mln baryłek ropy naftowej. W przypadku Exonn Valdez mówiliśmy o 270 tysiącach baryłek, jako totalnej zagładzie dla ekosystemu Alaski. Jak w takim razie nazwać to, co stało się na Deepwater Horizon?
Przebieg odwiertu
Zacznijmy od tego jak w ogóle przebiega taki odwiert w celu wydobycia ropy naftowej. Przede wszystkim aby dostać się do potencjalnego złoża angażuje się platformy badawcze. Są to jednostki mobilne, z własnym napędem oraz dynamicznym pozycjonowanie DP. Ich zadaniem jest wykonywanie próbnych odwiertów w celu znalezienia surowca. Jeśli to się uda, do szybu naftowego wprowadza się obudowę, a następnie zabezpiecza poprzez cementowanie. Deepwater Horizon był właśnie tego typu platformą.
Dopiero po wykonaniu powyższych zadań, na miejsce odwiertu podstawia się platformę wydobywczą. Jak sama nazwa mówi, jej zadaniem jest już wydobycie ropy naftowej na powierzchnię.
Miejsce odwiertu Deepwater Horizon
Miejsce, w którym Deepwater Horizon wykonywał odwiert znajdowało się około 80 kilometrów od wybrzeży stanu Luizjana. Z kolei głębokość akwenu w tym rejonie Zatoki Meksykańskiej to mniej więcej 1500 m. Zakładano, że nie będzie to zbyt wymagająca lokacja do wydobycia ropy naftowej. W okolicy wykonywano już wiele eksploracji, a samo ciśnienie nie był aż nadto wysokie.
Przebieg katastrofy
Na dzień przed katastrofą, w nocy z 19 na 20 kwietnia 2010 roku, platforma wiertnicza rozpoczęła procedurę odciągania rury wiertniczej z odwiertu. Następnym krokiem było cementowanie za które odpowiedzialny był podwykonawca – Halliburton. Procedurę zakończono około 2 w nocy, a więc na mniej więcej 20 godzin przed późniejsza eksplozją. Do pełni sukcesu zostało tylko postawienie ostatecznego korka cementowego.
Przedstawiciele koncernu BP ze względu na opóźnienie w pracach bardzo naciskali na jak najszybsze zakończenie operacji. Nawet pomimo tego, że załoga platformy, jak i wiele osób powiązanych z Deepwater Horizon nie było pewnych co do powodzenia akcji.
Na burcie jednostki znajdował się także Patrick O’Bryan, wiceprezes BP ds. wierceń. Nie zważając na protesty zalecił on załodze wymianę płuczki wiertniczej na lżejszą wodę morską. Żeby to nieco rozjaśnić – podczas wiercenia, materiał znajdujący się w odwiertach musi być wyciągany na powierzchnię. W tym celu stosuje się odpowiednie narzędzia i technologie. Aby ułatwić proces wiercenia i zminimalizować ryzyko uszkodzenia sprzętu, używa się specjalnych płynów wiertniczych. Płyny te są pompowane do otworu przez cały czas trwania operacji, co pozwala na utrzymanie odpowiedniego ciśnienia oraz ułatwia transport materiału w górę. Dzięki temu proces wiercenia jest bardziej efektywny i bezpieczny.
W międzyczasie wykonywano liczne testy na rurociągach tzw. kill line oraz choke line (pozwalają one na wydobywanie materiału na powierzchnię). To co było niepokojące, to wysokie ciśnienie tam występujące. Odczyty sprzętu wskazywały na bulgotanie gazu w odwiercie, co mogło sygnalizować zbliżający się wybuch. Konsternację wzbudzał jednak fakt, że mimo wysokiego ciśnienia nie miał miejsca żaden wyrzut na powierzchnię. To z kolei skłoniło włodarzy BP do nacisków na kontynuację operacji.
Jak się okazało, ciężka płuczka wiertnicza w rurach początkowo zatrzymywała gaz. Stąd wysokie odczyty ciśnienia na manometrach przy jednoczesnym braku wyrzutu materiału. Dopiero w momencie wymiany płuczki na dużo lżejszą wodę morską doszło do rozładowania ciśnienia.
Wyciek gazu i ropy doprowadził do eksplozji i pożaru Deepwater Horizon, który rozpoczął się o godzinie 21:56. Na platformie zarządzono ewakuację, jednak aż 11 osobom nie udało się uratować. Ponadto rannych zostało 17 osób. Finalnie jednostka zatonęła 2 dni później.
Akcja gaśnicza po wybuchu na Deepwater Horizon
Źródło: offshore-technology.com
Przyczyny katastrofy Deepwater Horizon
Rzecz jasna czynników przyczyniających się do tak wielkiej katastrofy był wiele. Bezpośrednim powodem rozlewu olejowego w Zatoce Meksykańskiej był wybuch mieszanki gazu ziemnego i ropy naftowej. Do tego z kolei doprowadził nadmierne oszczędności koncernu BP, który za wszelką cenę chciał jak najszybciej zakończyć operację na polu naftowym Macondo. Przechodząc jednak do konkretów możemy wyróżnić jeszcze kilka przyczyn wypadku:
- Źle wykonana procedura cementowania odwiertu bez odpowiedniego płukania pierścienia głowicy. Tym samym osad mógł nie zostać odpowiednio usunięty, a cement nie był wystarczająco spójny;
- Zignorowanie odczytów ciśnienia, które wskazywały na problem. Założono, że musi być to problem z sensorami, a sam odwiert jest w porządku;
- Zawory zapobiegające cofaniu się cementu nie zamykały się;
- Już w krytycznym momencie zawiódł zawór w głowicy przeciwerupcyjnej, który nie mógł zostać zamknięty;
- Awaria separatora błota i gazu. Zamiast odprowadzać błoto i gaz bezpośrednio z platformy, załoga pozwoliła mu przepłynąć przez urządzenie oddzielające gaz od strumienia błota, które zostało przytłoczone;
- Niesprawne systemy alarmowe, zwłaszcza czujniki gazu/metanu.
Konsekwencje wybuchu na Deepwater Horizon
Wydarzenia z kwietnia 2010 roku spowodowały śmierć 11 pracowników platformy wiertniczej. Rodziny ofiar poniosły niewyobrażalny ból i cierpienie. Dodatkowo, z powodu ekspozycji na szkodliwe substancje, wiele osób cierpi na problemy zdrowotne, takie jak trudności z oddychaniem, bóle głowy, nudności i długofalowe osłabienie.
Wyciek ropy naftowej po katastrofie Deepwater Horizon spowodował poważne szkody dla środowiska morskiego i przybrzeżnego. W ciągu 87 dni do środowiska przedostała się około 4,9 mln baryłek ropy naftowej. Ropa zanieczyściła wody w Zatoce Meksykańskiej, zabijając setki tysięcy zwierząt morskich, w tym ryby, ptaki i ssaki. Obszary przybrzeżne i mokradła również ucierpiały, co z kolei wpłynęło na gospodarkę i turystykę.
Zamkniętych zostało wielu obszarów rybackich, co skutkowało utratą miejsc pracy i stratami finansowymi dla rybaków i przedsiębiorców z branży turystycznej. Dodatkowo, firma BP poniosła ogromne koszty związane z wypłatą odszkodowań, czyszczeniem wód i obszarów przybrzeżnych, a także zwalczaniem skutków ekologicznych.
Branża wydobywcza oraz cały przemysł naftowy również mocno ucierpiał przez katastrofę Deepwater Horizon. W wyniku wypadku zwiększono rygor regulacji i norm bezpieczeństwa, co spowodowało wzrost kosztów produkcji oraz wyższe stawki ubezpieczeń i inwestycji w bezpieczeństwo na platformach wiertniczych.
Skutki rozlewu w Zatoce Meksykańskiej są odczuwalne po dziś dzień…
Źródło: National Geographic
Zwalczanie rozlewu olejowego
Wyciek ropy z miejsca odwiertu gdzie stacjonowała platforma Deepwater Horizon został zatamowany dopiero 15 lipca 2010 roku. Oznacza to, że przez 87 dni do oceanu w sposób niekontrolowany przedostawały się ogromne ilości ropy naftowej.
Pierwsze próby zatamowania wycieku polegał na położeniu ogromnego stalowego sarkofagu (coś jak w Czarnobylu), jednak poprzez ciśnienie i gazy wydostające się z odwiertu zakończyło się to fiaskiem. Idąc dalej, próbowano wykonać zastrzyk śmierci, który polega na wtłoczeniu ogromnej ilości śmieci (tak śmieci 🙂 w postaci chociażby opon czy innych plastików, które miały zatamować rozlew. Oczywiście nie dało to pożądanego efektu. Wykonano także drugi odwiert za pomocą którego wpompowano duże ilości płuczki. Ta ze względu na fakt, że jest cięższa od surowca przydusiła go.
Pierwszym poważnym działaniem, które przyniosło zadowalające rezultaty był montaż rurociągu transportowego. Za jego pomocą z odwiertu dużą część ropy naftowej przejmowała jednostka Discover Enterprise. Tym samym mniej surowca pozostawało w oceanie.
Finalnie 12 lipca 2010 roku na miejsce dostarczono kolejną, jeszcze większą od tej pierwszej, kopułę. Trzy dni później leżała ona już na dnie skutecznie hamując wyciek.
Zbieranie ropy z powierzchni wody
Zahamowanie wycieku to jedno, jednak ogromne ilości ropy naftowej, której już zdążyły ujrzeć światło dzienne trzeba było jakoś zniwelować. Do zbierania surowca z powierzchni wody wykorzystano specjalne łodzie zbierające oraz skimmery, które przesyłały ją do statków zbiornikowych. W czasie szczytowego etapu operacji zbierano w ten sposób około 47 tysięcy beczek ropy dziennie.
Ponadto służby podjęły m. in. takie działania jak:
- Rozpuszczanie ropy naftowej na powierzchni wody za pomocą środków chemicznych. Użyto ich około 1,8 miliona litrów;
- W celu usuwaniu ropy z dna morza, zastosowano specjalną pompę ssącą;
- Do zbierania surowca z miejsc odwiertu, zastosowano system skraplania, który polegał na zamrażaniu ropy w celu jej zbierania i transportu;
- Aby chronić zwierzęta morskie przed skażeniem, wprowadzono sztuczne rafy, które stanowiły dla nich schronienie;
Koszty
Koszty katastrofy Deepwater Horizon były ogromne i szacowane są na około 62 miliardy dolarów. Ba, jest to jedna z największych kwot, jaka została ujawniona w historii katastrof przemysłowych. Suma ta obejmuje między innymi straty związane z zatopieniem platformy, akcję ratunkową i zwalczanie rozlewu czy odszkodowania dla poszkodowanych. Nie należy zapominać również o przestojach, zakazach i obostrzeniach w rejonie Zatoki, które powstały w wyniku wypadku. No i rzecz jasna wliczone są w to straty finansowe lokalnej ludności (upadek turystyki, rybołówstwa).
Co więcej, trwa jeszcze wiele rozpraw sądowych przeciwko operatorowi platformy, czyli BP. Także kwota ta może się jeszcze powiększyć.
I to by chyba było na tyle, mam nadzieję że w miarę jasno przybliżyłem ci to, co wydarzyło się przeszło 13 lat temu. 🙂